Saturday, June 24, 2017

America The Beautiful

Z 4 dolarami w kieszeni, z 4 walizkami, i z 4-letnią córką, 
31-go sierpnia 1990 stanęłam na Ziemi Amerykańskiej... 

        Gdy zobaczyłam listonosza z dużą, żółtą kopertą, miałam bardzo mieszane uczucia. Mój mąż wylosował zieloną kartę!! Stały pobyt w Ameryce!! On sam nawet o tym nie wiedział, chociaż już od 2 lat był w Chicago. Informacja z Waszyngtonu przyszła na stały adres w Polsce. Basia, siostra męża, wysłała papiery na losowanie jeszcze przed jego wyjazdem, i... stało się, Mieczysław Dzis wylosował zieloną kartę.
Teraz mógł nas zabrać. Cieszyłam się lecz i trochę martwiłam. Byłam po poważnej operacji,
transfuzji krwi. Czy ja się tam nadaję? Czy podołam? W Polsce powoli się ustawialismy, a tu taka zmiana. Znowu wszystko od początku?! Na dodatek wszyscy wokół grzmieli - tam trzeba robić! robić! Więc, czy dam radę? Opowiedziałam o tym koleżance z Krakowa. Jedź, powiedziała, pomożesz dziecku.
I to był prysznic, i to był cel. Strach poszedł spać... Przyjechał mąż, zaczęły się formalnosci, przeszlismy badania, konsulat w Warszawie, itd. Przyjechał i pojechał, a my zaczęłysmy się pakować.
Już wtedy wiedziałam, że wyjeżdżam by żyć w Ameryce. Nie, że może wrócę? Żadnej taryfy ulgowej. Skoro tak zadecydował los, to widocznie tak ma być. Sąsiadka rodziców, Gienia z Gdyni, postawiła mi karty. Na koniec zeszły jej się 4 asy. Ona też powiedziała, jedź Marysiu, (do dzisiaj nie wiem co te asy oznaczały). Najsmutniejsze było pożegnanie z moimi rodzicami. Płakali. Oni zawsze szanowali moje wybory. Do mamy łez byłam przyzwyczajona, zawsze miała wilgotne oczy, gdy opuszczałam dom. Ale tata?!
- On płakał jak dziecko. Własciwie to nie był płacz - to był szloch!
Będę to pamiętać do końca życia! Nie dane było nam się więcej zobaczyć. To było nasze ostatnie pożegnanie, ale nikt z nas o tym wtedy nie wiedział.... Smutno też żegnałysmy się z tesciami. Ich "Lenusia - "perełka" wyjeżdżała do Ameryki. No cóż, oby się tam tylko wam powiodło, powtarzali..... Mąż mi zostawił trochę pieniędzy aby kupić to i tamto, chociaż jednoczesnie upomniał, że w Ameryce wszystko jest i "nie kupuj byle czego". Ale, hmm, nie byłabym kobietą gdybym go posłuchała. A to puder, a to bluzeczka, sobie, Lenusi, duperele. Summa summarum, zostało mi 20$. A co tam, przecież jadę do męża!..... Lot trwał około 10 godzin, z czego aż 6 - Marlenka spała przy mojej piersi, na moich kolanach. Byłam sztywna, bałam się poruszyć by nie zmącić jej spokoju. Ona taka ufna. Ale i ja, mając ją przy sobie, czułam się bezpiecznie.... Po paru godzinach lotu podchodzi stewardessa z tacą perfum, (wtedy można było kupić w samolocie).
O perfumy! Tak oczywiscie. Ile kosztuje ten malutki flakonik Nina Ricci? 16$. No problem...Dałam te 20
i dostałam resztę 4$. Ojej, co ja zrobiłam?!!
Trochę strachu przeżyłam na lotnisku O'Hare, bo mąż się spóźnił, a ja czekałam z 4 dolarami, 4 walizkami
i z 4-letnią córką. I trochę mi nie było do smiechu... Przez moment nawet wystrzeliła mysl, a co będzie jak nie przyjdzie? Ale zaraz ten strach zamienił się w radosć. Mąż z kwiatami, Basią, Jurkiem, oraz Piotrusiem i Mateuszkiem, pokazali się przy wejsciu. Było baaaaardzo gorąco, duszno, wilgotno. Ja na czarno ufff,
Lenka na różowo. Oniesmielona. Ale i ona za moment zaczęła się usmiechać, bo przecież była już
z tatusiem. Znowu bylismy razem....



Saturday, June 3, 2017

Fragment historii polskiego Chicago...1881r.

Najstarszym polskim kosciołem w Chicago, jest kosciół pod wezwaniem Sw. Stanisława Kostki,
(St. Stanislaus Kostka Parish), zbudowany w 1867r. przy 1300 N. Noble Street.
Według autora książki, ks. Henryka Malaka, "Teresa z Chicago",
była to parafia kolos, licząca 40 tysięcy dusz...(na rok 1881).
Księga chrztów z tego roku wykazuje 1208 ochrzczonych noworodków. 
(Dziesięć lat później, księga chrztów z roku 1891 wykazuje, 1400 noworodków).
W 1881 roku, księga zawartych związków małżeńskich, wykazuje prawie 1000.
Księga pogrzebów, podaje 680 zmarłych. 
Szkoła parafialna, w której uczyły siostry ze Zgromadzenia Notre Dame, w przeciętnej liczbie 
60 sióstr, liczyła w tym czasie, nieomal 3000 dzieci, i była uważana za najwiekszą szkołę 
katolicką w Stanach Zjednoczonych.
Kosciół Sw. Stanisława, w tym czasie, jak pisze ksiądz Malak, był tak podzielony, że 
w suterenach znajdował się tak zwany kosciół dolny, a nad nim kosciół górny. 
Na obu kondygnacjach miały miejsce msze swięte. A jednak "oba koscioły" Sw. Stanisława, 
jak mawiano, nie były w stanie pomiescić wszystkich parafian.
Na 8 mszach niedzielnych, dwa poziomy były do tego stopnia zapchane wiernymi, że wkroczyły 
w to władze bezpieczeństwa Chicago, a major miasta "napominał" kilka razy proboszcza parafii, 
ks. Wincentego Burzyńskiego, przestrzegając przed grożącym niebezpieczeństwem pożarowym, 
lub zawaleniem się stropu-podłogi, swiątyni. Kiedy te urzędowe przestrogi nie odniosły skutku, 
wkroczyła policja, i w każdą niedzielę regulowała napływ wiernych.
I chociaż zaczęły powstawać nowe parafie, nowe koscioły, to jednak przez prawie cwierć 
wieku, parafia ta była nadal kolosem. Potężnym "młynem duchowym"

Friday, June 2, 2017

Sylikonowa maska


Nie rozumiem.....

Weźmy Ojca Pio. On nie lubił bałwochwalstwa.
Nie lubił jak kobiety klękały i chciały całować go po rękach.
Życzył sobie prostego pogrzebu.
Czytam o nim książkę. Był to bardzo pobożny człowiek.
Skromny, ubogi lecz bogaty duchem i oddaniem dla innych.
Nie lubił przepychu - prostota była jego pięknem.
A co zrobił człowiek? 
włożył ciało Ojca Pio do przeszklonej trumny,
by pokazywać innym. Czyż to nie pogaństwo?
Lecz pewnie chodzi o pielgrzymki, o zysk....
No tak, oczywiscie
Informacja z roku 2008 - Życie Warszawy:
W San Giovanni Rotondo i okolicy, już dawno zarezerwowano wszystkie miejsca w hotelech 
i kwaterach prywatnych. W srodę wieczorem, przed sanktuarium Santa Maria delle Grazie, 
(Matki Bożej Łaskawej), ustawiła się kolejka wiernych, którzy chcieli oddać czesć swiętemu. 
Szacuje się, że w czwartek kiedy wystawiono na widok publiczny zwłoki Ojca Pio, 
w nabożeństwie wzięło udział 50 tysięcy osób z całego swiata. Po mszy kardynałowie, 
26 biskupów i wierni, przeszli w procesji do sanktuarium, gdzie w krypcie wystawiono, 
w przeszklonej trumnie, ciało Ojca Pio. Na twarz zmarlego 40 lat temu swiętego
 została nałożona sylikonowa maska...."








Thursday, June 1, 2017

Program Rachel

[Chicago 2014]
........................
Przez ponad dwa lata w Chicago w moim niedzielnym
programie radiowym, nadawanym z radiostacji wpna 1490 am
emitowałam komunikat Programu Rachel...
                                ____________      
Droga nadziei i uzdrowienia dla kobiet i mężczyzn
którzy cierpią z powodu skutków aborcji, poronienia, zaniedbania 
i przemocy w dzieciństwie.
Terapia pomoże ci:
- przezwyciężyć syndrom poaborcyjny i przeżyć żałobę  
  po stracie dziecka
- poddźwignąć się z głębokiego kryzysu duchowego i psychicznego
- poradzić sobie z niszczącymi skutkami przemocy i zaniedbania
- zrehabilitować sens życia i znaczenie człowieczeństwa
- odzyskać pokój z Bogiem i z ludzmi
- na  powrót odnaleźć swoje miejsce w codziennosci
Zapraszamy cię na drogę uleczenia i pojednania
Zawsze jest dla ciebie - nadzieja
Jestes w ciąży, nie masz wsparcia ze strony otoczenia, rodziny
Zawsze możesz liczyć na Program RACHEL
Wystarczy zadzwonić i umówić się na spotkanie z psychologiem
Siostrą Maksymilianą Kamińską  
tel: (773) - 656 - 7703  (Chicago)
Facebook: Program Fachel
www.aborcjabolterapia.com
                           __________________
Z Siostrą Maksymilianą przeprowadziłam kilka długich wywiadów.
Jest to bardzo mądra osoba, spokojna. Nie ocenia.
Mysli jak pomóc kobiecie, która usunęła dziecko. 
Do siostry przychodzą panie, które zrobiły to w przeszłosci
z różnych powodów. Często później mają dzieci i patrząc na nie 
nie mogą zaznać spokoju sumienia. "Skoro teraz potrafię być matką
czemu kiedys nie chciałam nią być"
Ale ten grzech jest GRZECHEM WYBACZALNYM
Trzeba tylko się dobrze do takiej spowiedzi przygotować.
Okazuje się, że kobieta, która zabiła nienarodzone dziecko, 
nigdy nie może zaznać 
spokoju sumienia, ma różne problemy zdrowotne, 
jest nieszczęsliwa. Oczywiscie mówimy tu o kobiecie wrażliwej. 
Kobiecie, która zdaje sobie sprawę zaraz po dokonaniu aborcji,
lub po latach, że zrobiła cos strasznego. O kobiecie wierzącej
Usunięty płód to aniołek, za jego duszę nie daje się na mszę bo takie 
dziecko idzie prosto do nieba - jest szczęsliwe. Tak!!! - jest szczęsliwe
Siostra w rozmowie ze mną, powiedziała jeszcze 
jedną bardzo ważną rzecz. Otóż ten aniołek, za którym po latach 
może niejedna matka tęskni i płacze, 
w momencie jej smierci przyjdzie do niej.....i pomoże wejsć do tego 
swiata, w którym on już jest. Pomoże pokonać ten próg życia i smierci.
W tym się własnie objawia wielka miłosć Boga, że nie odpycha 
tylko przytula, szczególnie te matki, które o to proszą, 
które chcą zaznać spokoju duszy - ukojenia.
Tam nie ma nienawisci i zemsty - jest miłosć w bezgranicznym wymiarze. 
Nieraz mówimy, że chroni nas jakis anioł. Kto wie?
Może tym dobrym aniołem jest to nienarodzone dziecko...
.....
Na rynku polonijnym mamy organizacje przykoscielne, które 
pomagają samotnym matkom, dają schronienie.
Na razie nie słyszałam o Oknach Życia. 
W Polsce jest takich miejsc wiele. Można tam przyniesć
"niechciane" niemowlę, wprost z ulicy otworzyc okienko 
i zostawić dziecko bez żadnych konsekwencji prawnych. 
Adresy są podane w Wikipedii, trzeba tylko kliknąć:
Okno życia adresy. Dzięki tej wspaniałej inicjatywie Koscioła 
uratowano już wiele niemowląt.
Powiedz innym o istnieniu Okien Życia 
      lepiej oddać niemowlę do adopcji niż zabić
                                                                            

                     _____________________________________





Friday, May 26, 2017

Do zobaczenia Mamo

Ty spisz Mamo, Ty spisz, 
a ja lecę wysoko
Ty spisz Mamo i snisz, 
a ja lecę w obłokach..
  Nasze swiaty odległe
  Nasze swiaty tak inne..
  Lecz nie zmienia to faktu, że Cię kocham -
                                                              Mamo

            ... do zobaczenia.......


                                                      

                 
  

Friday, May 12, 2017

Marlena Marley Dzis - Sopran

l

Marlena Dzis, spiewa arie Hanny  z opery - Straszny Dwor - Stanisława Moniuszki
Akompaniament - Dhilanthi Fernando
Chicago 2015
................................................................................

Marlena Dzis
Polish-born lyric coloratura soprano, has been hailed to have
"an exquisite tone... [of] champagne and raspberries."
Having graduated magma cum laude from Loyola University New Orleans.
Ms. Dzis continued on to obtain a master's degree in music from Northwestern University 
Evanston, Illinois. She made her solo operatic debut as Queen of the Night in
American Chamber Opera's production of The Magic Flute by Wolfgang Amadeus Mozart,
and her solo debut with orchestra with The Paderewski Orchestra. Ms. Dzis won the vocal
division of Loyola University's concerto/aria competition and was a finalist in the Marcella
Sembrich Kochańska Voice Competition in 2014. Marlena Dzis has performed in New Orleans Opera's production of La Traviata by Giuseppe Verdi, and gala with Placido Domingo, as well as in Northwestern University's production of The Ghosts of Versailles by John Corigliano. She was a soloist at The American Institute for Music Studies in Graz, Austria, and has
performed in choral works with The Chicago Sinfonietta and Louisiana Philharmonic.
Ms. Dzis was a soloist with The Christ Cathedral Choir in New Orleans, which received a "Best of New Orleans" classical nomination. She has performed a solo recital at The Polish Museum in Chicago, in 2012 and has collaborated with Polish composer Jarosław Gołęmbiowski in 2014.
Ms. Dzis is currently a soloist with The Lira Ensemble, Le Cantati di Chicago, and
Christ Church in Palatine, IL. As a child, she traveled to Poland, Taiwan, Hungary, Israel, and Italy with the Polonia Song & Dance Ensemble, performing for Pope John Paul II in Rome.
She currently teaches at The Chicago High School for the Performing Arts and studies
with Sunny Joy Longton and Ken Smith, both of Northwestern University.
On May 2, she has performed at The Polish Consulate in Chicago. Ms. Dzis is happy to announce that she'll be joining Chicago Choral Artists as soprano section leader this upcoming season.

Marlena Dzis "Aria Hanny" YouTube          ................................................



Wednesday, May 10, 2017

Opera najlepsza na stres..🥀

10.23.2011
   Myslę, że można popasć w depresję słuchając ciągłych przepychanek słownych i kłótni agresywnych polityków, którzy dyskutuja, dyskutuja a naród coraz bardziej pogrąża się w biedzie. Ciekawe rownież są teorie wszystko wiedzących jasnowidzów mówiących, że swiat skończy się niedługo..... Ale podobno już data końca swiata jest przesunięta o 50 a nawet 100 lat, możemy więc spać spokojnie - do kalendarza Majów zakradła się pomyłka. Istnieje też prawdopodobieństwo, że w trakcie transformacji kalendarza dokonano przeszacowania... a to oznaczałoby, że czas wskazywany przez Majów jako schyłek mamy już za soba ?!. Natomiast ci, którzy widzą we wszystkim karę Bożą powtarzaja, że niedługo spadną na nas jeszcze większe nieszczęscia...ufff zwariowac mozna
   Rozmawiałam dzisiaj z pewnym Amerykaninem który skarżył się, że amerykański przemysł przenosi się do innych krajow typu Meksyk, Chiny czy Indie a tu nie ma pracy. W Polsce też jest podobnie i chyba wszędzie robi się to samo. Bogacze - pracodawcy myslą tylko o money - "żądza pieniądza", jak spiewała Kora, sięga już zenitu.
Mój znajomy Rosjanin, mówił kiedys, zobaczysz, wszystko pójdzie do Chin - ten kraj stanie się potęgą.. Dyrektor szkoły, w ktorej pracowałam - Polak urodzony w Ameryce, już 20 lat temu uczył dzieci chińskiego. Myslę, że co bardziej przewidujący Amerykanie czuli, że tak potoczy się polityka swiatowa.
____________________
   Skoro na swiecie taki bałagan to nie możemy dać się zwariować. Tak myslę co by było dobre aby się odprężyć. Może yoga, albo lekcje tańca albo...opera. Lubię czasami "zajrzeć" do Opery w Chicago a parę miesięcy temu, corka zaprosila mnie do Metropolitan Opera w Nowym Jorku gdzie główną rolę, Rudolfa
w La Boheme, /Cyganerii/, Giacomo Pucciniego grał Polak - Piotr Beczała, urodzony w Czechowicach-Dziedzicach.
Mamy takich wspaniałych rodakow a tak mało o nich wiemy, a tu Nowy Jork oklaskuje Polaka, tak jak na początku lat czterdziestych, poprzedniego wieku, Jana Kiepurę.
Z kolei nasz hotel tuż przy Central Park i Piątej Alei, był obok domu, w którym kiedys mieszkał Ignacy Paderewski. Parę dni temu natomiast, dostałam pocztą informacje z Martopolitan Opera, że możemy tam teraz oklaskiwać kolejnego Polaka, tym razem barytona - Mariusza Kwietnia. Mowa o słynnej operze Wolfganga Amadeusza Mozarta - Don Giovanni, czyli Rozpustnik Ukarany. Mariusz Kwiecień as Don Giovanni.
_____________________________
   To dziwne ale w Polsce w czasach komuny teatry były pełne. Być może był to sposób oderwania się od szarej rzeczywistosci, a może też były to pozostałosci przedwojennej kultury. Faktem jest, że szczegolnie do teatrów muzycznych, bo to lżejsza sztuka, oprócz tej stałej widowni, ludzie byli dowożeni z zakładów pracy, /mówiło się z humorem, że przyjechały Jeziorany/. Takie bycie w teatrze czy na różnego rodzaju koncertach było prestiżowe, ale też i potrzebne dla ducha. Wielu artystom w tym czasie żyło sie jak w raju...

____________________________
.
                                                         ...

Tuesday, May 2, 2017

Scieżki dzieciństwa


Tam gdzie się urodziłam, było pięknie chociaż biednie. Jak pomyslę o tej biedzie, w kontekscie mojego późniejszego życia, to chce mi się płakać. Jak ciężkie musiało być życie moich rodziców. Pamiętam zimy, mróz na oknach i wodę zamarzniętą w kuchni. Pamiętam, jak pomimo zasp sniegu, trzeba było isć do szkoły 3 kilometry w jedną stronę. Nigdy nie zapomnę, jak chodzilismy przez zamarznięte jezioro aby sobie skrócić drogę, a pod lodem pływały ryby. Parę razy slizgając się upadłam tyłem głowy uderzając w ten lód... Na wsi spędziłam pierwszych 15 lat i już nigdy tam nie wróciłam na stałe, ale do dzisiaj czuję sentyment do tamtych miejsc. Pamiętam pszczoły i łany zbóż, babie lato i zapach jesieni. Moje gąski i kury. Iglaste lasy, dziewicze jeziora, piaszczyste drogi i jarzębiny czerwone, torfowe łąki i grząskie sadzawki. Żurawiny i jagody, które zbierałam z babcią Marysią. Pamiętam też krzyż u ciotki w ogrodzie i moje tam dziecięce modlitwy. Do dzisiaj pamiętam twarze ludzi, zapach kwiatów i piękne włosy mojej mamy.
Odpusty z piszczącymi balonami, księdza pod baldachimem i tatę trzymającego mnie na rękach.
Ze szkoły najbardziej pamiętam nauczycielkę ze spiewu i moje piątki....
_________

Monday, May 1, 2017

Dziękuję Mamo ❤

Jest noc chce usnąc i nie mogę, jest 1-sza czyli w Polsce 8 rano.p
Może zadzwonię do mamy ale... jak zadzwonię to wybiję sie ze snu. Nie, zadzwonię
jutro, tak abym mogła jej poswięcic więcej czasu....
W moim domu trzeba było codziennie rano i wieczorem klękać do pacierza,
a w każde swięto isć do koscioła. Do dzis pamiętam głos organisty i potężnie brzmiące organy.
Myslę, że każde dziecko ma pragnienie wolnosci, odejscia z domu rodzinnego,
nawet jeżeli później po drodze popełnia 100 błędów. Nieraz te błędy wychodzą na dobre,
czasami  rujnują życie.. Kiedys do Operetki we Wrocławiu przyjechał rosyjski reżyser - niewierzący, który powiedział, że zapewne dlatego osiagnął sukces i uratował przed nieszczęsciami życia, bo jego matka zawsze się za niego modliła.....
To, że dzieci uciekają z domu nie swiadczy, że nie kochają rodziców. One chcą być wolne i mysleć po swojemu, ale ta miłosc jest!!
Leżę w lóżku i myslę, co robi mama staruszka. Pewnie juz wstała i je sniadanie,
a może boli ją noga?.. a może głowa?... po policzku spływa mi łza
...................
Gdzies przypadkiem spotkałam taki tekst:
W wieku 6 lat mówimy: "mamo ja cię kocham"
             10 lat - "mamo dobra dobra, co chcesz ode mnie"
             16 lat - "moja mama ciagle mi przeszkadza"
             18 lat - "chcę odejsć z tego domu, mam już dosć mojej mamy"
             25 lat - "mamo miałas rację"
             30 lat - "ja chcę isć do mamy domu"
             50 lat - "nie chcę stracić mojej mamy"
             70 lat - "dałabym wszystko aby mama znowu tu była........"
 Anna German kiedys spiewała
Dziękuję mamo, za wszystkie chwile
Dziękuję mamo, jak umiem najczulej
Dziekuję mamo, za troskę w oczach
I usmiech co kryje, Twój ból i rozpacz
Ale najbardziej, dziękuję za to
Że jestes, mamo
Bo tym, że jestes, zawsze pomagasz
Prostować plecy, gdy życie smaga
Dziękuję Mamo
           




Tuesday, April 18, 2017

Wiejska magia

Im dłużej żyję tym bardziej dostrzegam jak ważne są pierwsze lata w życiu człowieka, jak bardzo zapadają w pamięć. Na przyklad imieniny Zofii, oczywiscie, jako że urodziłam się na wsi,
pamiętam przysłowie "Zofija kłosy rozwija". Pamiętam, jak 15-go maja szłam z innymi dziećmi w pole i oglądalismy te kłosy żyta, chociaż nie zawsze one były, bo często w tym czasie jest zimno, "zimna Zoska".
To chodzenie po polach zapadło mi w pamięć, to patrzenie na motyle, słuchanie brzęczenia pszczół, szelestu wiatru... Magia prawdziwej wsi.
Pamiętam nawet czas, kiedy jeszcze nie było mnie widać
z tego zboża, więc ile mogłam wowczas mieć lat, cztery? może pięć
Urodziłam się 10 lat po wojnie, wtedy polska wies była inna, bardzo biedna, szczególnie ta na wschodzie, lecz co ciekawe ludzie chodzili do siebie pogadać. Czasami nie było chleba więc się szło do sasiadki pożyczyć, "ciotko pożyczcie kawałek chleba" i ciotka pożyczała, a później mama upiekła i kazała oddać. I tak było ze wszystkim, była większa więź między ludźmi. Na pewno z tej biedy było dużo kłótni, nieraz płaczu, lecz takie było wtedy życie. Telewizji nie było lecz, tak naprawde, nikt nie tęsknił za "czyms takim". Radio! O tak, radio było ważne, dlatego pamiętam wszystkie melodnie z lat 60-tych i nie tylko. Babcia dawała pajdę chleba z masłem albo ze smietaną i cukrem, sadzała przy stoliku z radiem i szła na podwórko. Gdzie są ci ludzie, którzy mówią w tym radiu!?
Oglądałam ze wszystkich stron to pudełko i zastanawiałam się......
Na wsi wszystko kręciło się wokół Boga i koscioła. Dlatego pamiętam dzwięk bijących dzwonów, duży kosciół, który teraz wydaje mi się mały, pochylonych, spracowanych ludzi idących na mszę, taflę jeziora, trzciny zielone, zapach wodorostów, wierzby płaczące i piękno wiejskiej ciszy.......

Friday, April 7, 2017

Katrina That Bitch - wspomnienie

   Ktos kto nie był w Nowym Orleanie, /Louisiana/, może mysleć, po zasłyszanych opiniach, że to miasto kompletnej rozpusty. Portowe miasto z domami publicznymi na Bourbon Street, z miejscami w rodzaju McDonalds, gdzie jadąc samochodem możesz kupic koktail akoholowy, i ogólnie wyluzowaną atmosferą,
- może niektórych przerażać.
Gdy pierwszy raz znalazłam się w Nowym Orleanie byłam oszołomiona. Wszędzie niesamowita swoboda, uprzejmosć ludzi na ulicach i mnóstwo sklepików. Na słynnej Bourbon Street można było zobaczyć, eleganckie, pachnące drogimi perfumami, dziewczyny, /czyt. prostytutki/. Pomiędzy tymi "domami" super kluby jazzowe, gdzie grają znakomite duże zespoły na żywo.
Natomiast gdzies w połowie tej "zepsutej" ulicy stali ludzie z krzyżem, oswietlonym swiatełkami,
i napisem o rychłym końcu swiata...
   W dobry humor wprawał napis na koszulkach, których tam można kupic mnóstwo,  "the end is near so drink a beer", koniec swiata blisko więc pij piwo, /ha ha, ha/.  W weekendy wszędzie ciasno i co ciekawe, można pić piwo na Bourbon Street, policja nie reaguje, tam jest to normalne. Z balkonów lecą korale,
/ale niezupełnie jest prawdą, że trzeba koniecznie pokazać biust, aby otrzymac taki sznur/. Co rusz widać jakąs słynną postać z telewizji czy swiata show-biznesu. Rano na snadaniu w restauracji, można posłuchać leniwie grajacego pianisty. Sielski nastroj, nikt się nie spieszy, ludzie ze sobą rozmawiają na ulicy nie znając się, /co jest nie do pomyslenia w Chicago/. Przy ulicach piękne drzewa, rozłożyste, poskręcane, a na jezdniach tramwaje!!
I mnóstwo Kosciołów Katolickich, bo Nowy Orlean to miasto katolickie. Nowoorleańczycy to potomkowie Francuzow jako, że stan Louisiana należal kiedys do Francji. Wiele domow ma kolumny w stylu jońskim, doryckim i korynckim. Wszystkich zachwyca French Quarter, który jest głównym celem turystów z całego swiata, dzielnica z francuska nazywana Vieux Carre, z hiszpańska Barrio Latino. Nowy Orlean to także unikalne cmentarze, ponieważ zwłoki chowane są na powierzchni ziemi, dlatego można podziwiac "domki" większe i mniejsze, na jaki kogo stać.
     Sliczne dziewczyny o jasnej skórze, i chłopcy o czarnych włosach, to codzienny widok.
Ciemnoskórzy są inni niż w Chicago, smuklejsi, a w zachowaniu bardziej europejscy. Można jeszcze spotkać domy, które biali budowali, ze specjalnymi przybudówkami z tyłu, dla czarnej służby..
Kto kocha swobodę, artyzm i ma umysł otwarty na innosć, może zakochać sie w Nowym Orleanie.
                  Niszczycielski Huragan Katrina to było zaskoczenie. Komunikat o ewakuacji był nadany dopiero w sobotę, na kilkadziesiąt godzin przed uderzeniem. Na szczęscie moja córka i inni studenci, dowiedzieli się wczesniej od kogos zaprzyjaźnionego, pracującego w telewizji.
Wyjechały wczesnie rano samochodem do Houston, jeszcze zanim ulice i drogi stały się oblężone.
Katrina uderzyła w poniedziałek, 29-go sierpnia 2005.
Rozmawiałam z ojcem jazzmena Ryana Mossakowskiego, który jest Polakiem, nielicznym zresztą w tym miescie, /zdecydował się nie uciekać/. Opowiadał, że gdy huragan uderzył to czuło się jakby
po dachu jechał pociąg.
Katrina zabrała 1836 istnień ludzkich, 705 uznano za zaginione.
     Po pięciu miesiącach po Katrinie ponownie zawitalismy do Nowego Orleanu. Było smutno, ale widać było ciężką pracę ludzi by przywrócić życie. Domy z pozabijanymi deskami oknami, poznaczone dachy na niebiesko i drzwi na czerwono, pozamykane ulice, nieczynne restauracje. Te które zostały już otwarte miały ograniczenie wody i prądu, a po dziesiątej wieczorem wszystkie już były zamknięte. Nieliczne otwarte hotele były o wiele droższe niż zwykle. Tramwaje niestety nie kursowały. Lecz  zastanawiające, że ludzie
wracali do tego miasta!?  No może pomijając tych biedakow, którzy pouciekali, bo ich domy zostały zmyte z powierzchni ziemi, albo stały zarosnięte i mokre pomimo upływu czasu. Smutny to był widok......
Do Loyola University wrociło 98% studentów, do Tulane University trochę mniej, ponieważ ten uniwersytet ucierpiał bardziej, jeden wydział trzeba było kompletnie zlikwidować, /zostało zniszczone skrzydło/.
A Loyola nie tknięty prawie ?!!. Co ciekawe, Loyola - uniwersytet jezuicki, i Tulane - żydowski, znajdujące sie dosłownie tuż koło siebie, przez miedzę, są usytuowane na najwyżej położonych terenach Nowego Orleanu, /Garden District/, a tym samym  najbezpieczniejszych. Można tylko pogratulować mądrosci tym, którzy się tam osiedlili przed laty i wybrali to miejsce.
     Na Burbon Street powoli życie wracało do normy. Ludzie nosili koszulki "Katrina That Bitch",
/Katrina ta dziwka/. Powoli też wrócił szalony Mardi Gras.......cdn..


                                   
         

Sunday, April 2, 2017

Vera Gran

/Chicago, Listopad 2012/
W ramach miesiąca filmu polskiego, mogłam obejrzec film dokumentalny
VERA GRAN (1916 - 2007). Nazywała się różnie, Weronika Grynberg, Wiera Gran,
Sylvia Green, Wiera Green, Jezierska po mężu. Najnowszy film Marii
Zmarz - Koczanowicz, wyprodukowany przez Studio Largo i TVP2.
Vera Gran - polska legendarna  piosenkarka aktorka kabaretowa i filmowa,
żydowskiego pochodzenia, nazywana polską Edith Piaf. Początki jej kariery
to lata tuż przed wybuchem II wojny swiatowej. Była czołową artystką warszawskiego
getta gdzie jako pianista towarzyszył jej Władysław Szpilman. On to skomponował
dla niej słynny utwór - piosenkę opartą na motywach walca "Caton" Ludomira Różyckiego,
oraz kilka innych. Wydostawszy się z getta ukrywała się. Po roku 1945 powróciła
do spiewania, jednak pomówiona o kolaborację, mimo uniewinniającego wyroku
sądu, w roku 1950 wyjechała z kraju.
Jej losy zrekonstuowała Agata Tuszyńska w książce "Oskarżona Wiera Gran".
Film przedstawia liczne materiały i rozmowy z Wierą Gran, z których wyłania się
portret kobiety zmuszonej do konfrontacji nie tylko ze złem wojny, ale również
z odrzuceniem i wrogoscią ze strony najbliższej grupy społecznej i zawodowej.
Zastanawia to odrzucenie bo dla społecznosci żydowskiej
ona "umarła". Czy naprawdę współpracowała z Gestapo?- trudno powiedzieć.
Formalnie - nie. Lecz czy możliwe aby spiewając w getcie nie była adorowaną
przez Niemców? Była przecież piękna, i nie spiewała na ulicy dla umierających ludzi,
tylko w kawiarni "Sztuka" na terenie getta, a tam przychodzili Niemcy...
Szpilman, który ją osądził pierwszy, nigdy po wojnie nie podjął z nią współpracy.
We wspomnieniach Szpilmana Vera Gran nie pojawia się wcale. Nie ma jej także
w "Pianiscie" Romana Polańskiego. Co ciekawe, Szpilman twórca wielu piosenek,
po wojnie przez niektórych, był uznawany za policjanta żydowskiego w getcie (?!)
Czy naprawdę tak było, czy to tylko wzajemne obrzucanie sie błotem? A może to
wzajemna chęć pozbycia się swiadka jakis zdarzeń? Tak trudno teraz dociec prawdy.
Koncery Very Gran po wojnie wszędzie były odwoływane. Wszędzie gdzie miała się
pojawić - bojkotowano ją.
Czy tylko dlatego, że była piękną kobietą i spiewała w getcie?
A może człowiek w obliczu strachu, przed głodem, zimnem, poniżeniem i smiercią,
jest w stanie mieć dwie twarze____ ?_____




Sunday, March 5, 2017

Tomek Kowalski - alpinista

Nigdy nie poznałam Tomka Kowalskiego, ale mój mąż i córka tak.
Było to pod koniec 2012 roku w domu Janusza Kozery, naszego
przyjaciela, znakomitego basisty, z którym gralismy razem przez 20 lat
w Chicago, (Janusz to wujek Tomka).
Zadzwonił kiedys i zapytał, czy nie chcielibysmy wpasć i poznać jego
wspaniałego siostrzeńca, który własnie wracał z kolejnej wyprawy
i postanowił odwiedzić rodzinę w Ameryce.
Później Tomek z kolegą i Marlena byli na kawie, na 96 piętrze
w John Hancock Restaurant - Sugnature Room, w Chicago.
Gdy Marlena zabrała mnie tam na Dzień Matki, 12 - go Maja 2013, pokazywała
mi miejsce przy oknie gdzie siedzieli razem, i opowiadała jaki toTomek był
zachwycony widokiem miasta z góry.
_____________________________
...Pasja jest czyms niezrozumiałym dla kogos - kto jej nie ma
- Jest bodźcem do życia, jego sensem, - nawet jak się przez nią umiera...
Wchodzę na internet, wrzucam hasło - Towasz Kowalski - alpinista.
Wyskakuje wiele tekstów, wywiadów, i ta ostatnia wiadomosć o zaginięciu i smierci.....
Wyprawa na Broad Peak 2013, jeden z 14 osmiotysięczników na 
naszej planecie, jest ekstremalnie trudnym przedsięwznięciem. 
Kierownikiem wyprawy jest Krzysztof Wilecki, a jednym z uczestników 
- Tomasz Kowalski, 27-letni Dąbrowianin, aktualnie mieszkający w Poznaniu.
Owiedził już szesć kontynentów i zdobył szesć z dziewięciu szczytów 
Korony Ziemi. Otrzymał także nagrodę im. Andrzeja Zawady, jak też 
wyróżnienie na Kolosach. To jego pierwszy osmiotysięcznik w karierze...
...Czwórce himalaistów udało się wejsć na Broad Peak 5-go marca 2013, 
ale w drodze powrotnej Tomek Kowalski i pochodzący z Zakopanego, 
Maciej Berbeka, w jakis sposób zostali oddzieleni od Adama Bieleckiego 
i Artura Małka. Kowalski i Berbeka nie powrócili na noc do obozu 
 pozostali na przełęczy, na wysokosci 7900 metrów n.p.m. 
(Broad Peak 8047m). 
6-go marca, zostali uznani za zaginionych.
___________________________
Nie znam się na wspinaczkach lecz od 5-go marca, 2013 ciągle przesladuje
mnie pytanie, dlaczego schodzili osobno?. Ja wiem, że temperatura,
że siły ustają, lecz skoro tworzy się grupę do pokonania góry, to chyba
w jakims celu?
W moim rozumieniu, po to by było łatwiej, po to by sobie pomagać!
Tymczasem zewsząd słyszę głosy, że w tego rodzaju sporcie, kazdy ratuje się sam (?)
- To po co tworzy się grupę!?
Sport uczy roztropnosci, wytrwałosci, poswięcania się.
Jeżeli Tomek zasłabł to nie powinien schodzić ostatni!
Czyli co, każdy sam wszedł na górę, powiedział - jestem, i natychmiast
schodził na dół?!
A ja naiwnie myslałam, że wszyscy czterej spotkają się tam, na szczycie...
Niektórzy himalaisci mówią, że powinni byli być przewiązani liną przy zejsciu..
I chociaż słyszę głosy, że 8000 to strefa smierci i -40 st C, że ratuj się kto może,
to jednak uparcie powraca mysl, że skoro grupa atakuje szczyt, to grupa schodzi.
_________________________
Na wielki szacunek zasługuje postawa Macieja Berbeki.
Stara szkoła, moralnosć na najwyższym poziomie.
On wiedział, że góry to nie tylko wspinaczka, ale też lekcja pokory.
Lekcja - jak być człowiekiem do końca, do ostatniego tchnienia.
Wrócił by pomóc Tomkowi...
Nawiasem mówiąc, Maciej Berbeka już tę górę zdobywał w 1988 roku,
- dotarł wtedy do przedwierzchołka Rocky Summit (8028), - zabrakło mu
kilkunastu metrów.
Może wtedy góra powiedziała; "musisz poczekać na swoje przeznaczenie"...?
_____________________________
Marlena kiedys napisała taką piosenkę:
I tak to jest, żyjemy na swiecie, 
by pokazać nasz dar i dać nadzieję komus,
I nawet gdy odchodzimy, to zostawiamy swe dusze
Czasem gwiazdy gasną nim my jestesmy gotowi
je pożegnać...Lecz mam nadzieję, że słońce pokaże się znowu 
                            Bo tak już jest........

W książce, która powstaje o Tomku, jest też wspomnienie spotkania 
z Marleną Dzis: - "W Chicago spotykam się również z moim kolegą po 
fachu, czyli byłym kelnerem restauracji Villa Magnolia. Piotrek jest tutaj 
całe wakacje, mieszka u rodziny, przyjechał trochę popracować. 
Powspominalismy stare dobre kelnerskie czasy, pijąc piwko na 96 piętrze
Hancock Cener z widokiem na cały Downtown. Poczekalismy na 
zachód słonca i razem z nową koleżanką Marlenką ruszylismy na podbój 
życia nocnego. Marlenka jest córką kolegi z zespołu
mojego wujka. Mieszka tu odkąd skończyła 4 lata, jest swieżo upieczonym 
magistrem muzyki i wokalistką jazzową. Mówi po polsku wplatając co kilka 
wyrazów angielski, co daje całkiem zabawną mieszankę. Owa Marlena 
pokazała nam najfajniejszą dzielnicę w Chicago z superklubami, kafejkami, 
małymi sklepikami i na przykład lodziarnią , gdzie produkują lody z ciekłego 
azotu. My wbilismy się do Kingston Mines, żywcem wyjętego 
z Nowego Orleanu. I jak się mozna domysleć, gdają tam bluesa
dosłownie do czwartej nad ranem, codziennie. Wyszlismy szybciej, 
ale i tak doswiadczenie niezapomniane..."-


Sunday, February 19, 2017

Modlitwa Sw. Tomasza

__________

Modlitwa Swiętego Tomasza z Akwinu:

Panie, Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam, że się starzeję
i pewnego dnia będę stary.
Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, 
że muszę cos powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego scieżek.
Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym; 
czynnym, lecz nie narzucającym się.
Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrosci, jakie posiadam,
ale Ty - Panie wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół.
Wyzwól mój umysł od niekończącego się brnięcia w szczegóły
i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.
Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień,
- w miarę jak ich przybywa, a chęć wyliczania ich staje się 
z upływem lat coraz słodsza.
Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowiesciami o cudzych 
cierpieniach, ale daj mi cierpliwosć wysłuchiwania ich.
Nie smiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większą 
pokorę i mniej niezachwianą pewnosć, gdy moje wspomnienia wydają 
się sprzeczne z cudzymi. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami
mogę się mylić. Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi 
z nich doprawdy trudno wytrzymać.
Nie chcę być swiętym, ale zgryźliwi starcy to jeden ze szczytów 
osiągnięć szatana.
Daj mi zdolnosć dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych 
miejscach, i niespodziewanych zalet w ludziach;
Daj mi, Panie, łaskę mówienia im o tym. 
Amen.

_______________________