Był rok 2006. Nasza córka była wtedy na studiach w Nowym Orleanie, na południu Stanów Zjednoczonych. To własnie to miasto zwykle kojarzy się nam z huraganem Katrina
w końcu sierpnia 2005 roku. (Marlena rozpoczynała drugi rok studiów na
Loyola University. Jeździlismy tam często pomimo, że nasze dwa miasta,
Chicago i New Orleans, dzieliła odleglosć 900 mil. Jednak dla męża
i dla mnie to było nic, to był fun).
Pamiętam takie zdarzenie. Idziemy z córką ulicą, oglądamy uszkodzone
huraganem domy, rozmawiamy. W pewnym momencie naprzeciwko widzimy
jakies monstrum. Dziwnie wysoki młodzieniec idzie ku nam.
Jest bardzo szczupły, ma czarne ubranie, buty na koturnach,
w uszach kolczyki, włosy stojące. Mamma mia, trącam córkę w bok. Czy ty widzisz
to co ja widzę? A ta jakby nigdy nic, podchodzi do niego, witaja się, rozmawiają.
My z mężem patrzymy i nie rozumiemy. Co to jest?
Nasza porządna córka, rozmawia z takim "monstrum"!?
Lecz nie podchodzimy, tylko czekamy.
W pewnym momencie Marlena, odwraca się i mówi,
this is my friend - Steven. Podalismy sobie ręce. Gdy już przestalismy rozmawiać -
ON się oddalił. Kto to jest? mówimy. Czy ty nie przesadzasz??
O my God - z kim ty przebywasz? Na to nasza córka spokojnie odpowiada
- ten chłopak jest gejem, to bardzo dobry student z Loyola. Jest dziwny bo się tak ubiera,
ale jest zdolny i mądry. Nikt go nie potępia ani się z niego nie smieje.
Był to zimny prysznic - By nie oceniac zbyt pochopnie...
________________
_______________________________________________________________
No comments:
Post a Comment