Jest taka kobieta we wschodniej częsci Polski, która leczy, /wczesniej jej ojciec/. Myslę, że srodowisko lekarskie tego regionu, o niej dobrze wie. To już wiele lat - może 50, jak przed jej domem stoją ciągle samochody, każdego dnia, do dzisiaj. Próbowano jej zamknąć praktykę ale nie było podstaw, nikt się nie skarżył, nikomu nie zrobiła nic złego, wręcz przeciwnie, zawsze pomogła. Nigdy nie mówi czy masz jej zapłacić, ani ile. Pamiętam jeszcze jej ojca, pierwszy raz zobaczyłam go gdy mialam 4 latka i złamałam rączkę. Parę dotknięć, ruchów, trochę bólu i ręka nastawiona. Nastepnie gips i kontrola za 2 tygodnie. Parę lat później miałam rękę zwichniętą i skręcone kolano. Oczywiscie także trafiłam do tego domu, lecz on już nie żył, a ster przejęła córka. Prawie nigdy nie potrzebowała zdjęć chyba, że ktos przywoził osobę zabraną ze szpitala, co było dosć częstym przypadkiem. Nie raz, nie dwa potrzeba było złamac od nowa i nastawić jeszcze raz. Nie do uwierzenia. Prosta, zwykła kobieta, której wiedza medyczna jest równa lekarskiej.. Własciwie kogokolwiek zapytasz w tej częsci regionu, wszyscy korzystają z jej pomocy. Ludzie się do niej przyzwyczaili, także ci z okolicznych miasteczek. Dzisiaj wypadek, jutro ręka czy noga w gipsie,
a parę tygodni możesz biegać bez problemu. Oczywiscie, tam gdzie potrzebna jest interwencja chirurgiczna, ona nie dotyka. W jej prostocie jest wielka inteligencja. Samorodek. Naturalny talent, bo o żadnych nadprzyrodzonych mocach nie ma mowy. Jest najnormalniejszą i najzwyklejszą kobietą pod słońcem. Co ważne, ona nie zajmuje się innymi schorzeniami, w grę wchodzą tylko złamania czy zwichnięcia.
Nie umniejszam roli lekarzy, mam do nich wielki szacunek.
Chcę tylko powiedzieć, że są wsród nas ludzie, którzy posiadają jakis naturalny dar. Myslę, że gdyby ta kobieta skończyła szkołę medyczną, byłaby najlepszym lekarzem swiata.
W dzisiejszych czasach kiedy wszystko podciągniete jest pod gamę przepisow, na pewno wydaje się to dziwne. Ktos powie, czemu ludzie są tak zacofani, że idą do niej, mając lekarzy pod reką? No własnie, czemu idą. Czy dzisiaj, gdybym potrzebowała pomocy i ktos mnie wysłał do kogos podobnego poszłabym? NIE. Czy poszłabym do niej, bedąc tam? TAK.
Lecz zaufanie do niej, a wczesniej jej ojca, budowane było od wielu lat. Wydaje się, że może przez to zaufanie, srodowisko lekarskie akceptuje praktykę lekarską, kobiety "znachorki".
....................................
Nie wierzę zbytnio we wróżki, chociaż raz poszłam do jednej w Chicago. Byla inteligentna i długo patrzyła w karty. Nie odpowiedziała na parę moich pytań. Skupiła sie natomiast na tym, że ktos mi umrze w rodzinie w ciagu następnych 2 lat, ale nie twoje dziecko, dodała. Zdrętwiałam. Może mama, mówiła wolno, może mąż...Ale cos jej nie pasowało, wciąż się zastanawiała, jakby to było gdzies dalej. Żyłam w napięciu, w mojej podswiadomosci czaił się strach. W końcu dałam spokoj. Po co myslec i mysleć, już prawie mijają 2 lata. Pewnego dnia dostaję telefon, że moj 22-letni bratanek utopił się w Holandii...
Nigdy już nie pójdę do wróżki. Co ma być to i będzie, jak spiewała Zdzisława Sosnicka, tak czy owak, zdarzy się, podły los, wielkie szczęscie....dobre, złe, dobre złe.....