Im jestem starsza tym bardziej kocham mój kraj. Nie sposób oderwać się od wspomnień.
Patrzę na mapę Polski, widzę Lublin, Zamosć, Parczew, Kraków, Wrocław, Hel, Gdańsk.
Wszędzie byłam, prawie w każdym większym i mniejszym miescie. Pola Grunwaldu, miasteczka w Małopolsce, Warszawa, Zakopane i góry, hotel Rzeszów, Katowicki Spodek, Krakowski Rynek, Białystok, Poznań czy Szczecin - /gdzie poczułam pierwsze ruchy mojego dziecka/.
A teraz to oddalenie. Więc gdzie jestem?
W Polsce, w latach młodosci, czy w dojrzałej Ameryce. Jakis żal wchodzi do serca.
Próbuję go zlokalizować. Czy to żal za młodoscią?. A może za Polską?
...................
Myslę, że pierwsze pokolenie przyjeżdżając tutaj jest jak rozdarta sosna.
Chociaż generalnie jest radosć. Przecież jestesmy w Ameryce! Jadąc tutaj każdy mysli, że złapał konia za ogon. Dopiero po jakims czasie zauważa, że Ameryka przedstawiana w opowiesciach jest inna od tej rzeczywistej, że dolary nie leżą na ulicy...
A nasze tęsknoty? Cóż. Pozostaną.. Konstanty Ildefons Gałczyński pisał:
Kraju mój, kraju barwny pelargonii i malwy. Kraju węgla i stali, i sosny i konwalii.
Grudka twej ziemi w ręku swieci nawet po ciemku. Tys mój w sniegu w spiekocie,
tu dziad spoczął, tu ojciec...