Monday, March 25, 2013

Podróże kształcą

     W lutym wybrałam się do Polski. Najpierw do Krakowa, następnie do Lublina i jeszcze trochę dalej na wschód. Na lotnisku O'Hare spotkałam dawnych znajomych, którzy odprowadzali pana Janka. Ten Janek to pijaczyna nieszczęsna. Koledzy załatwiali mu kolejne prace, a on nic tylko wódka. Był nawet na odwyku, lecz niestety, miłosć do wódki zwyciężyła. Tak więc, kupili mu bilet i przyprowadzili na lotnisko, prosząc mnie przy okazji o "zerknięcie" na delikwenta. Ja to mam szczęscie. Janek mówię, stój prosto i ani mru-mru, bo nie wpuszczą cię na samolot. Tuż przed pierwszymi bramkami Janek poszedł kupić dużą butlę wódki i perfumy dla matki. Jakos przeszedł kontrolę, chociaż badali go alkomatem. Gdzie moja wódka, pyta mnie za chwilę, ja kupiłem wódkę! Będziesz ją miał, mówię, ale teraz trzymaj sie w pionie. W samolocie przynoszą mu zakupioną wczesniej wódkę. Myslałam, że to prezent dla kogos w Polsce, a tu nic z tych rzeczy. Po kilku godzinach lotu zaczął sobie tę wódkę nalewać do kubeczka, w którym wczesniej stewardessa przyniosła mu drinka. Widzę kątem oka, /jako, że siedzimy niedaleko/, że już połowę wypił. W pijanym zwidzie krzyczy - jadę do Polski! - jadę do Polski!... Niektórzy pasażerowie są wsciekli, bo zapach potu połączony z wyziewami alkoholu, daje niesamowitą "mieszankę zapachową". Janek tymczasem, próbuje cos mówic do młodej dziewczyny, która zajmuje miejsce obok niego. Czemu ona tam jeszcze siedzi, zastanawiam się, przecież koło mnie jest wolne miejsce. Podchodzę do niej i proponuję aby sie przesiadła.
Co ja tu robię, słyszę jak Janek "gwarzy" do siebie, co ja tu robię? O dziwo, stewardessy nie reagują.
Wołam jedną i mowię, że pan Janek wytrąbił już większą częsć butelki, aby mu zabrała resztę, bo jak tak dalej pojdzie to będzie sztywny w Warszawie......Byc może się mylę, ale wydaje mi się, że w innych liniach taki pan Janek spędziłby lot w izolatce, /jeżli takowe są/, lub na siedzeniu ale przypiąty pasami, ponieważ w samolocie polskich linii, chwilami zajmował częsć miejsca tej niesmiałej dziewczyny, opierał się o nią, a ona zapłaciła  za lot i za komfort?!
.....
     Na wschodzie Polski smutno. Na wsiach pustki. Wszędzie tabliczki "uwaga zły pies", albo "uwaga luźno latający pies". Czyżby aż tak było niebezpiecznie? Widać, że wszędzie ludzie się izolują. Przy sklepach wiejskich stoją zadaszenia z szumnie brzmiącymi napisami typu "Pijalnia piwa". Co to znaczy pijalnia?!
I czyim interesom te budki służą? Tłumaczono mi, że niby po to by "pomóc" pijącym..
....
     Powrót mam z Warszawy. I znowu podczas kontroli poczułam znajomy zapach, (ale to już nie był Pan Janek). No cóż pomyslałam, rozstania bywają smutne i skropione łzami alkoholu. A co tam, idę się odprężyć i wypić jakąs kawę. Ale zaraz, co się dzieje? Podchodzę do grupki ludzi i cóż widzę. Pijany mężczyzna leży na lsniącej posadzce, a z ust wyplywa mu flegma. O nie!!!
Jakas leciwa dama, w butach powyżej kolan, gestykuluje i cos tłumaczy do ludzi. Leżący  mamrocze, na jego czole widzę duże krople potu. Pomoc przyjeżdża i zabiera go, dopiero po15 minutach.
No coż, "zmogło" go, mówiąc językiem pana Zagłoby, pewnie za dużo pił wódki, a za mało wody.
Lot był opóźniony 3 godziny. Ale leżącego mężczyzny, już nie zobaczyłam w samolocie...

Sunday, March 3, 2013

Miłosć Boga jest jak ocean

/W internecie napotkałam taki piękny tekst. Nie znam autora lecz serdecznie polecam/
___________________
Zimowy, wiatr tańczył za oknami szpitala w Dallas, kiedy lekarz wszedł do małego pokoju, w którym leżała Diana, wciąż wykończona po operacji. Jej mąż, Dawid trzymał jej rękę, kiedy drżeli w oczekiwaniu na wiadomosć. Tamtego popołudnia, 10 marca 1991 roku, komplikacje zmusiły Dianę, która była dopiero w 24 tygodniu ciąży, do cesarskiego cięcia. Miało ono sprowadzić na swiat córeczkę. Rodzice mieli swiadomosć, że mierząca 30,5 centymetra i ważąca 708 gramów dziewczynka, urodziła się niebezpiecznie wczesnie. Słowa lekarza nadal wydawały się być raniącymi ich bombami: "nie wydaje mi się, aby były szanse na jej przeżycie" powiedział tak delikatnie jak mógł. Po czym zaczął opisywać problemy, jakim Mary musiałaby stawić czoła, gdyby przeżyła. Rodzice słuchali sparaliżowani.
"Może mieć kłopoty z chodzeniem i mówieniem. Może być niewidoma, lub mieć porażenie mózgowe...
Z biegiem dni pojawiały się nowe  troski. Okazało się, że system nerwowy Mary jest niedojrzały i najdelikatniejszy pocałunek lub pieszczota, mogły tylko przyczynić sie do jej cierpienia.Rodzice nie mogli jej nawet kołysać. Wszystko co mogli robić, kiedy Mary w plątaninie rurek i przewodów walczyła o życie, pod ultrafioletowym  swiatłem, to modlić się, aby Bóg był blisko ich drogocennej córeczki.
Mary powolutku rosła w siłę. Po 2 miesiącach jej rodzice mogi ją już wziąć w ramiona. A po kolejnych dwóch, pomimo braku nadziei ze strony lekarzy, zabrali ją do domu.
........Pięć lat pózniej Mary była drobną, acz zaczepną dziewczynką z lsniącymi szarymi oczkami i nienasyconą chęcią życia. Nie okazywała żadnych oznak psychicznego czy fizycznego osłabienia. Była normalnym, zdrowym dzieckiem. Pewnego popołudnia, 5 letnia Mary siedziała na kolanach mamy w parku, niedaleko domu. Jak zawsze szczebiotała, kiedy nagle ucichła. Wtulając się w mamę zapytała: "czujesz to?".
Diana wyczuwając w powietrzu nadchodzacą burzę odpowiedziała, tak, pachnie jak nadchodzący deszcz.
Mała Mary zamykając oczy spytała jeszcze raz:, "czujesz to?". Tak, odpowiedziała mama, pachnie deszczem. Nie mamusiu, pachnie jak ON.
Podczas długich nocy i dni, swoich pierwszych dwóch miesięcy, kiedy jej nerwy były zbyt delikatne, aby ją dotykać,  Bóg przytulał Mary do swojej piersi, i to jego zapach, przesycony miłoscią, dziewczynka zapamiętała tak dobrze.
____________________
Miłosć Boga jest jak ocean. Widzisz jego początek, ale nie jestes w stanie dostrzec końca...
       
                                 ................................................